Nasza strona internetowa wykorzystuje cookies (ciasteczka). Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookies w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

W naszej historii z pewną prawidłowością pojawia się specyficzne zjawisko, próba wytłumaczenia własnego niepowodzenia czyimś przewinieniem...

Ściśle z tym związana jest nieumiejętność przypisania sobie wcześniejszego błędu, który staje się w ostatnim czasie coraz to aktualniejszy (a tym bardziej jest to nieprzyjemne, że błędy te przypominane nam są jeszcze z zewnątrz) - tak napisał Čestmír Pelikán w recenzji książki Jana Tesařa Kompleks monachijski. Jego przyczyny i konsekwencje (Mnichovský komplex. Jeho příčiny a důsledky). O jakim niepowodzeniu i jakim błędzie mówi?

Po przyjęciu dyktatu monachijskiego, a następnie po zajęciu przez Niemców terenu Czech i Moraw, w społeczeństwie wybuchła dyskusja, kto jest winny tego, co zaszło. Mimo, że nie jednogłośnie, społeczeństwo uznało się za zdradzone przez sojuszników i przez rząd. Sam generał Jan Syrový, który w tym czasie (od 22 września) był premierem rządu, w wywiadzie przeprowadzonym w roku 1968, dla magazynu „Reporter” stwierdził: „Obrona republiki była uzależniona od pomocy naszych sojuszników. Tak ukierunkowana była nasza polityka zagraniczna. W krytycznych dniach, wysłałem więc swojego asystenta Pikę do państw sojuszniczych, by sprawdził ostatnią możliwość pomocy. Zostaliśmy jednak sami.” W podobnym tonie, w wywiadzie dla tego samego magazynu, wypowiadał się dowódca sił zbrojnych Czecho-Słowacji z roku 1938, generał Ludvik Krejči. Dodał on jednak, że: „Gdyby wybrani przedstawiciele narodu ogłosili: będzie się walczyć – walczylibyśmy. Ale nikt nas nie wezwał”

Zrzucenie winy na czynniki zewnętrzne było i jest najlepszą formą samousprawiedliwienia, i podniesienia samooceny. W książce Psychologia Społeczna czytamy: „Większość z nas ma silną potrzebę spostrzegania siebie jako przyzwoitych, kompetentnych, sympatycznych i honorowych osób. Powodem, dla którego spostrzegamy świat tak, a nie inaczej, jest to, iż zmierzamy do realizacji potrzeby nakazującej doskonalić pożądane wyobrażenie samego siebie, lub innymi słowy, podnosić samoocenę. Mając wybór pomiędzy zniekształceniem obrazu świata w celu podtrzymania dobrego samopoczucia, a odzwierciedleniem świata adekwatnie, ludzie często wybierają tą pierwszą opcję.” Można założyć, że działania Czechów wynikały z podobnych przesłanek. Dodatkowo, znamienną być tu może pewna narodowa cecha, o której pisze Miloslav Čapek, w pracy poświęconej czeskiemu ruchowi oporu: „Kapituacja w roku 1938 i postawa wobec nazizmu, jaką miało wielu z naszych obywateli, umocniło naszą czeską „przebiegłość” polegającą na tym, że pochylimy głowę i potrafimy przeżyć nawet w warunkach nam niesprzyjających. W chwili, kiedy ten, który nas upokorzył znajdzie się w ciężkiej sytuacji, potrafimy to wykorzystać. Rozwinie się nasza świadomość i zostaniemy największymi bohaterami. Szybko przystosujemy się do nowych warunków. Tak było w roku 1945”.

Gdy tylko wojska radzieckie zaczęły uwalnianie terenów czeskich, poderwali się oni do walki i razem z Armią Czerwoną atakowali niedobitki niemieckich wojsk. Taki rozwój sytuacji spowodował umocnienie pewności siebie Czechów. Z ofiar stawali się katami. Sam prezydent Beneš w roku 1944 stwierdził, że „koniec wojny będzie musiał oznaczać u nas wielki narodowy odwet, a dla Niemców i faszystowskich najeźdźców koniec naprawdę krwawy i bezlitosny. Czynami swoimi pokazali, głównie sobie, że nie są tchórzami i potrafią walczyć. W tej sytuacji sami we własnych oczach stworzyli wizerunek narodu dzielnego, walecznego, który, mimo że został zdradzony przez sojuszników, w końcu zwycięży. I taki obraz tamtych wydarzeń istnieje do dziś w świadomości wielu Czechów.

Zapewne w ramach tworzenia takiego obrazu narodu, powstały opowieści, w których sławi się męstwo, heroizm i dumę narodową. Niektóre z nich mają niewiele wspólnego z prawdą. Oto dwa przykłady historii, które przekazywane ustnie, nadały wydarzeniom w nich opisanych miano „kultowych”.

Twierdza Dobrošov, niedaleko Náchoda we wschodnich Czechach, składać się miała z kilku ciężkich oraz kilkunastu lekkich obiektów. Niestety przed przejęciem tych terenów przez Niemców w 1938 roku, większość obiektów była jeszcze niedokończona. W jednym z ciężkich bunkrów N 73 Jeřab (żuraw), stacjonował w prowizorycznych warunkach oddział 25 żołnierzy. Opowieść głosi, że w momencie, gdy po podpisaniu Traktatu Monachijskiego, załoga dostała rozkaz opuszczenia bunkra, odmówiła jego wykonania. Żołnierze stwierdzili, że wolą umrzeć, niż poddać się bez walki. Dopiero po 20 dniach zgodzili się opuścić fortyfikacje. Zostały po nich m.in. grafiki na ścianach. Jedna z nich przedstawia krowę ciągnącą polski czołg w ataku na Zaolzie. Był by to ciekawy temat do pracy licencjackiej. Niestety przy próbie zweryfikowania tej historii, okazało się, że i owszem żołnierze stacjonowali w tym bunkrze, grafiki są na ścianach, ale historia taka nie miała miejsca. Gdy nadszedł rozkaz opuszczenia bunkra, załoga karnie i z ulgą udała się do koszar w Nachodzie.

Druga historia odegrała się w twierdzy Bouda. Spośród wielu opowieści z okresu, którym się zajmuję w tej pracy, uwagę moją zwróciła ta, opowiadająca o heroicznym czynie żołnierza z tejże twierdzy. Ów żołnierz, na wieść o oddaniu części kraju Niemcom, wolał popełnić samobójstwo, niż żyć w hańbie. Niestety, tak jak w pierwszym opowiadaniu i tu naciągnięto pewne fakty. Żołnierz zastrzelił się, ale z powodów osobistych i w innym czasie. Najprawdopodobniej opuściła go dziewczyna.

Jak widać, Czesi często „upiększali” historie związane z wydarzeniami tamtych lat. W trakcie zbierania materiałów do pracy, miałem okazję rozmawiać na ten temat z panem Antoninem Samkiem z Náchoda-Belovsi, autorem kroniki Wydarzenia Beloveske. Twierdził on, że takie naciąganie faktów i podkolorowanie historii, było dość popularne w latach powojennych. Celem było podniesienie własnej wartości, poprzez pokazanie heroizmu narodu czeskiego.

Przez kilkadziesiąt lat które minęły od wydarzeń z lat 1938 i 1939, stworzono wiele prac opisujących dość dokładnie owe chwile. Były to jednak prace dość podobne. Czesi są w nich pokrzywdzeni przez los i opuszczeni przez sojuszników. Jednak, gdy w roku 2000 Jan Tesař wydał książkę pod tytułem Kompleks monachijski. Jego przyczyny i konsekwencje (Mnichovský komplex. Jeho příčiny a důsledky), wywołała ona wiele kontrowersji. Powodem tego było przedstawienie nowej, nonkonformistycznej interpretacji faktów. Autor, były opozycjonista, żyjący aktualnie na emigracji próbuje zerwać z mitem „Zdrady Monachijskiej”.

Po pierwsze, zarzuca on czeskiej dyplomacji nie dość skuteczną „wojną psychologiczną” i dopuszczenie do stanu, w którym to Czesi byli uważani za agresorów. Po drugie, odrzuca tradycyjne spojrzenie na to, że naród chciał się bronić i że zdrada mocarstw przekreśliła tą obronę. Oskarża elity polityczne o przedstawianie spraw w taki sposób, by naród miał poczucie własnej siły, mimo że sytuacja była beznadziejna. Ponadto zwraca uwagę jak łatwo i bez oporów oddana zostały Niemcom broń, fabryki, surowce.

Tesarz podając przykłady, wytyka brak spójnej i przemyślanej strategii obronnej i tworzenie trochę teatralnej otoczki wydarzeń. Czechom zarzuca pasywną, wyczekującą postawę i liczenie na cud w postaci Francji i Anglii. Zresztą zauważa tu pewną zależność. Obywatel liczy na urząd, urząd liczy na armię, armia liczy na dowódcę itd. W porównaniu z np. partią Henleina czy Niemcami, Czesi byli za mocno podzieleni i nie tworzyli jedności. Na koniec zaś pyta czy rzeczywiście poziom moralności i uświadomienia wśród Czechosłowaków był aż tak wysoki? Czy nie była to tylko poza, próbująca nawiązać do świetności Masaryka?

Kontrowersje, które wywołała publikacja Jana Tesařa, mogą zobrazować jak głęboko w świadomości Czechów utkwiły pewne „dogmaty” i jak trudno będzie wprowadzić do nich ewentualne poprawki. I nawet, jeśli założenie postawione w książce okazały by się słuszne, długo jeszcze trwać będzie wpajanie zmienionego obrazu rzeczy. Bo przecież trudno jest wyzbyć się kompleksów.

 

Artykuł jest fragmentem pracy dyplomowej autora "Czesi i agresja hitlerowska. Stereotypy a fakty"

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież