Nasza strona internetowa wykorzystuje cookies (ciasteczka). Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookies w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Spis treści

Wielokrotnie, także na stronach Czechy24, wspominałem, że jeden dzień na Pragę to nie dość że mało, to na dodatek niezbyt dobry pomysł, który w efekcie może nas zmęczyć i zniechęcić. W przypadku Brna upierał się już nie będę, bo jeżeli chcemy tylko "zaliczyć" kolejne miasto, z jego najważniejszymi zabytkami, to jest to tutaj do zrobienia. Jak już wspominałem w akapicie dotyczącym komunikacji, wszystko co należy zobaczyć, może poza zaporą i zamkiem Veveří, jest położone w samym centrum. Idealne miejsce na kilka godzin niezbyt intensywnego zwiedzania. Dodatkowo włodarze miasta, dbając o to by ten proces jeszcze ułatwić, przygotowali np. oznakowaną ponumerowanymi tabliczkami ścieżkę. Ba, na stronach turystycznych miasta, swoją drogą bardzo fajnie przygotowanych, w przejrzysty sposób opisano wszystko to co należy w Brnie zobaczyć. Wyznaczono nawet przykładowe pętle (zbieżne z tabliczkami), małą, wielką, oraz trasy tematyczne, np. podziemną, czy po galeriach i muzeach. I wszystko super, sam z tego nawet skorzystam, ale...



Poczuj ten klimat
Przez lata odwiedzałem Brno najczęściej służbowo, czasem na kilka godzin, czasem na kilka dni (targi), z tym, że przez ten okres nigdy nie nadarzyła się okazja, by pozwiedzać je dłużej, tak jak turysta. Jednak także przez te lata, mimo że nie widziałem większości polecanych do zobaczenia zabytków, udało mi się poznać coś dla mnie nawet ważniejszego, wyjątkowy brneński i zarazem morawski klimat. Zamiast mapy i aparatu fotograficznego w ręku trzymałem kufel lub kieliszek wina. Zamiast mijać ludzi, w drodze pomiedzy wyznaczonymi punktami, ja z nimi siadałem i rozmawiałem. Sytuacja przy okazji dość kuriozalna, bo podczas ostatniej wizyty, niektóre miejsca znajome stawały się dopiero wieczorem. Oczywiście, nie namawiam tu do spędzania czasu w stylu opisanym przez nas w tekście o wiele mówiącym tytule Piwo tańsze niż woda, ale i to Brno jest w stanie zapewnić. Osobiście proponuję na początek wybrać opcję pośrednią i dlatego właśnie namawiam na wizytę dłuższą niż jednodniową.

Z placu na plac
Z dzielnicy Julianov, usytuowanej u podnóża Białej Góry, świetnego punktu widokowego, ze wspaniałą panoramą całego niemal miasta (który oczywiście także polecam odwiedzić), poprzez dzielnice typowo fabryczne, tramwaj nr. 9 wwiózł nas do centrum. Przez "bramę do miasta" jak osobiście nazywam skrzyżowanie ulic Nádražní i Masarykove przu Dworcu Głównym i dalej wyłączoną z ruchu samochodowego Masarykovou, obok Placu Zielnego/Warzywnego, przez Plac Wolności na Plac Morawski. Tutaj postanowiliśmy wysiąść. "Dziewiątka" jedzie jeszcze dalej, aż do dzielnicy Lesná, po drodze mijając m.in. Szpital Dziecięcy, od którego już tylko kilka przysłowiowych kroków do Villi Thugenhat.

Moravské náměstí, to ogromny, nieregularny plac, którego charakterystycznymi punktami są: Pomnik Czerwonoarmisty, Teatr Janáčka, wraz z pomnikiem kompozytora oraz wyjątkową fontanną, kościół św. Tomasza, z charakterystycznym pomnikiem Jošta Lucemburského na koniu, zwanym także Odwagą obok, czy stojącym na przeciwko, przed Sądem Administracyjnym, pomnikiem Sprawiedliwość. Cała ta okolica zachwyca wspaniale zdobionymi fasadami budynków sądów, uniwersytetów i kamienic. Robiąc małe kółeczko przez plac Komeńskiego, weszliśmy przy popularnej restauracji Pod Zegarem na ulicę Czeską, która na tym odcinku wydzielona jest wyłącznie dla ruchu pieszego i podążyliśmy na wielokrotnie już wspominany Plac Wolności.

Orloj
Sam plac, na pierwszy rzut oka wydaje się dość nieciekawy, pusty, jadnak wystarczy przyjrzeć się dokładnie kamienicom (także idąc wzdłuż ulicy Czeskiej), szczególnie tym bliżej ulicy Masarykove, by stał się on nagle wart wzmożonej uwagi. Jednak na Svobodaku znajdziemy coś, co zwraca uwagę nawet bardziej niż zdobienia budynków, czy nawet rosły Słup Morowy. Brneński Orloj, bo o nim mowa, to obły, sześciometrowy, granitowy monument, będący od swego powstania, czyli od roku 2010, przedmiotem polaryzującym opinie mieszkańców i turystów. Nieważne jednak co mówią, ważne by nazwiska nie przekręcali. Tymczasem jednak wokół zegara (tak, podobno czas też wskazuje) powstała mafia kulkowa. Chodzi o mniej lub bardziej zorganizowane grupy, które przez większość dnia obwieszają wszystkie otwory Orloja i próbują złapać kulki, które o pełnej godzinie w zmyślny sposób i przy pomocy grawitacji spadają z góry na dół mechanizmu. Są one później sprzedawane od ręki, czy na aukcjach, nawet za 400 koron. Co ciekawe, te same szklane kulki można nabyć w niedalekim punkcie informacyjnym za bodajże 130 koron.


Plac Jakubowy
Po obiedzie w klimatycznej, przeniesionej z ulicy Czeskiej Karczmie Średniowiecznej (polecam zamówić tamtejszą Kormę - piwo z miodem pitnym), przespacerowaliśmy się jeszcze w okolice Starego Ratusza (z podwieszonym w bramie brneńskim "smokiem") i na niezwykły Plac Zielny, z barokową fontanna Parnas i pomnikiem młodego Mozarta. Tu postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i po odświeżającej wizycie w domu (nocleg u przyjaciela), późniejszym popołudniem wróciliśmy tramwajem (a jakże) ponownie na Plac Wolności, by stamtąd udać się na tyły kościoła św. Jakuba. I nie chodziło tu bynajmniej o odwiedziny kostnicy ze szczątkami ok 50 tys. osób, ale raczej o oddanie się uciechom typowym dla żywych. Jakubák, czyli plac św. Jakuba, to znane miejsce spotkań, które w okresie wiosenno letnim rozpoznać można po tłumach miłośników rozmów i piwa, siedzących "pod chmurką", na krawężnikach przed restauracjami. Najczęściej są to studenci, których w Brnie jest bodajże największe zagęszczenie w Republice - 380 tys. stałych mieszkańców i ponad 80 tys. uczniów szkół wyższych. Według światowych rankingów studenckich Brno i Praga znalazły się na przełomie lat 2016/2017 w pierwszej dziesiątce najprzyjaźniejszych miast uniwersyteckich (odpowiednio czwarte i drugie miejsce).
Wspomniałem o tłumach, jednak nawet w piątkowy wieczór czy w sobotę ciężko mówić o tłumach turystów znanych mi z centrum Pragi. Brno zachęca wręcz kameralną atmosferą i nawet najbardziej popularne lokalizacje nie wymagają tu przeciskania się i czy używania łokci, co np. na Królewskim Trakcie w Pradze jest dość prawdopodobne, nawet poza głównym sezonem.


Villa Tugendhat i Špilberk
Następnego dnia wstaliśmy dość wcześnie bo w planie były trzy "mocne" punkty, konieczne do zobaczenia. Zaczęliśmy od wpisanej na listę dziedzictwa UNESCO Willę Tugendhatów. Powiem szczerze, że się nam z nią udało. Generalnie dostać się tu z marszu to wyczyn, bo rezerwacje dla osób indywidualnych należy przeprowadzać nawet 2-3 msc. do przodu, a dla grup nawet wcześniej. Z tego właśnie powodu nie zwiedziliśmy wnętrz willi (nie licząc zaglądania przez okna czy toalet i ekspozycji w przyziemiu), ale wejść do ogrodu nam się udało. Z willi udaliśmy się już na piechotę na zamek Špilberk, a że to kawałek drogi, po drodze mogliśmy przejść niesamowitą ulicą Schodową, przez park Lužánky, obok Politechniki Brneńskiej, na ulice Husovą, przy której znajduje się m.in. Uniwersytet Masaryka, Galeria Morawska, czy Magistrat, a na przeciw niego schron przeciwatomowy 10-Z, z jadłodajnią i możliwością przenocowania. Z ulicy Husovej można dość łagodnym (w porównaniu z innymi) podejściem, przez park, wejść na dominujący nad miastem zamek. Roztaczają się z niego przepiękne widoki, dla których także warto się tam wdrapać. Na terenie zamku znajduje się także Muzeum Miasta Brna. No a potem juz z górki, na obiad, a potem przez Šilingrovo náměstí i Denisovy sady na Petrov, do Katedry Piotra i Pawła. Za symboliczne 40 koron można tam zwiedzić skarbiec oraz wejść na wieżę, skąd, a jakżeby inaczej, rozpościera się kolejny, przepiękny widok na miasto. Musze przyznać, że pogoda była wyjątkowo łaskawa, ale też prawdą jest, że Morawy są generalnie pogodnym regionem, ja w każdym bądź razie nie przypominam sobie tam deszczowego dnia.

Piwo, wino i wietnamska kuchnia

Wieczór, w celu poszukiwania wspomnianego już klimatu, rozpoczęliśmy w restauracji Browaru Starobrno, by trolejbusem podjechać ulicą Úvoz w okolicę skrzyżowania z Gorkiego, gdzie każdy może znleść coś dla siebie, od herbaciarni i kawiarni, poprzez piwiarnię, winiarnię, whisky bar, aż po hamburgerownię i nocną pizzerię. Jednak prawdziwe zaskoczenie przyszło dnia następnego, gdy przyjaciel zawiózł nas na obiad na wietnamskie targowisko przy ulicy Olomouckej. W potężnej hali, wielkości mniej więcej boiska oraz kilku mniejszych budynkach, można kupić praktycznie wszystko i zafundować sobie np. masaż. Jest tu nawet świątynia. Jednak to co nas tu przywiodło to jedna z trzech restauracji, konkretnie Bistro Ngoc Tháng Quán. Może to na pierwszy rzut oka i nie wyglądało, ale jednak zachętą były niemal wszystkie zajęte i to głównie przez Czechów miejsca. Nie potrafię powiedzieć, albo raczej nazwać teraz tego co dokładnie jadłem, zdałem się tu na doświadczenie przyjaciela (dzięki Ondro), jednak muszę przyznać, że kuchnia morawska, czeska, nasza polska też, wypadają dość blado na tle feerii smaków i zapachów, które czekały na mnie w podanych przez szefową miskach. Podobno składniki, których używają tam kucharze, pochodzą wprost z Wietnamu. Wierzę na słowo i skąd by nie pochodziły, było to naprawdę znakomite.

Przyszedł czas pożegnania, a na terenach targowych, rozpoczynały się akurat Juvenalia (majales). Niezgłębione pozostały podziemia i krypty, niezbadane wszystkie warte tego place, bramy i zaułki, nieskosztowane morawskie specjały. Nic to. Wracałem wcześniej, wrócę tu na pewno jeszcze nie raz.

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież