Szukając alternatywy dla tłocznej Pragi i turystycznego południa Czech powinniśmy pomyśleć o miejscu naprawdę wyjątkowym. Przedstawiamy drugie największe miasto Republiki, stolicę Moraw, Brno.
Mimo, że większość naszych rodaków planujących turystyczny wyjazd do Czech, automatycznie kieruje swoje spojrzenia i kroki w kierunku Pragi oraz takich architektonicznych pereł jak Czeskie Budziejowice i Czeski Krumlow, to zdecydowanie warto wybrać alternatywnie i "odczarować" Brno, będące najczęściej miejscem, które mijamy w drodze na południe Europy. Powiem krótko: To był jeden z najlepszych weekendów jakie spędziłem w Republice Czeskiej.
Pociągiem do Brna?
W tekście opisującym weekend spędzony na południu Moraw wspominałem, że najlepszym sposobem na dojazd będzie samochód. Oczywiście, do Brna, będącego stolicą tego regionu, także najszybciej dojedziemy w ten sposób, jednak nie planując wycieczek poza miasto i mogąc sobie pozwolić na trochę dłuższą podróż, spokojnie możemy zdać się na usługi polskiej i czeskiej kolei. Oto jak to wyglądało w szczegółach.
By być w Brnie w miarę wcześnie wybrałem wczesnoporanne (5:15) połączenie z Wrocławia do Międzylesia, skąd to po ok. 20 minutach odjeżdżał pociąg do Ústí nad Orlicí. Tam po kolejnych 20 minutach przesiedliśmy się na skład relacji Praga - Brno, którym mniej więcej kwadrans po godzinie jedenastej wjechaliśmy na Hlavní nádraží, leżące niemal w samym centrum stolicy Moraw. Zgodnie z niedawno wprowadzoną ofertą Kolei Dolnośląskich, o której wspominaliśmy m.in. TUTAJ, koszt biletu wyniósł 49 złotych (39 zł z Kłodzka). Mimo, że kasjerka wspominała o pociągach osobowych, bilet ten respektowany jest także w pociągach pośpiesznych o wyższym standardzie (oznaczenie Rx, warto skorzystać), którym dane nam było jechać. Ważne jest, by plan dojazdu zweryfikować na stronach České dráhy, bo niektórych połączeń nasze wyszukiwarki nie pokazują. Wspomniane bilety nie są honorowane w pociągach innych przewoźników, jak np. RegioJet czy Leo Express.
Droga powrotna wyglądała w sumie podobnie, z tym, że mimo jednaj przesiadki więcej (Ústí nad Orlicí, Lichkov, Kłodzko Główne), miała trwać o około pół godziny krócej. Niższy był także koszt nabycia biletów, choć wymagało to pewnej wiedzy i taktyki. Chodzi o to, że kupowany wcześniej niż w dniu wyjazdu bilet może kosztować ponad 750 koron/osobę, co daje w przeliczeniu przeszło 125 zł. Kupiony jednak w dniu wyjazdu, w kasie międzynarodowej ČD, kosztuje ok. 30% tej kwoty, a w przypadku biletu dla dwóch osób dorosłych doliczane są już też zniżki grupowe (!) i z Brna do Wrocławia można pojechać za ok 80 zł (tak, za 2 osoby). Pewnym ograniczeniem jest to, że ważny jest tylko do północy dnia, w którym został wystawiony. Wspomnę jeszcze tylko, że bilet wydrukowany jest na dwóch blankietach, jeden obowiązuje do granicy województw Południowomorawskiego i Pardubickiego, a drugi na terenie tego drugiego i Polski - chodzi o taryfę międzynarodową, czy jakąś inną umowę między regionami.
Alternatywnym sposobem, kiedyś często przeze mnie stosowanym w trakcie podróży kolejowej do Pragi, jest zakup biletu do Międzylesia, czyli ostatniej stacji w Polsce, a następnie dokupienie u czeskiego konduktora biletu na czeską cześć podróży. W drodze do Brna kosztowało by to 25 koron (ok. 4 zł) transferowej opłaty na przygranicznym odcinku Miedzylesie - Lichkov i kolejne 196 koron (ok. 33 zł) od Lichkova do Brna. W przypadku dwóch i więcej podróżnych naliczane są dodatkowe zniżki. Jest jednak jedno ale. Zapłacić za bilet można tylko gotówką, w koronach czeskich, czasem, o ile konduktor posiada "kasetkę" w drobnych euro. Jadący z nami tym samym pociągiem Polacy (oni do Pragi) trochę się napocili w oczekiwaniu na odpowiedniego kasjera-rewizora. Gdyby się nie doczekali, musieliby wysiąść w Letohradzie, zapłacić kartą w kasie na dworcu i wsiąść z powrotem. To wszystko w ciągu trzech minut postoju pociągu. Nie do wykonania.
Uprzedzam ewentualne komentarze. Ze strony konduktora nie było złośliwości a rzeczywista chęć pomocy.
Reasumując. Tak, minimalnie dwie przesiadki nie będą może zbyt atrakcyjne zimą, ale majowa aura przyniosła wyjątkową ucztę dla miłośników prawdziwie wiosennych krajobrazów. A dzięki coraz to lepszemu taborowi, nawet te dwie, spędzone w trasie godziny więcej (samochodem jedzie się do Brna średnio 4 godziny), zdecydowanie nie były torturą. Także bilans wydatków na podróż, szczególnie w przypadku jednej czy dwóch osób, wydaje się być bardziej korzystny.
Na następnej stronie podpowiemy gdzie leży Šalinograd.
Zanim podzielę się własnymi propozycjami dotyczącymi ciekawych i wartych zobaczenia miejsc w Brnie, kilka praktycznych informacji.
Komunikacja
Nikogo nie zaskoczę pisząc, że po centrum Brna, nie ma potrzeby poruszania się samochodem, a wręcz tego nie polecam. Po pierwsze, większość najważniejszych atrakcji i miejsc godnych odwiedzenia znajduje się w samym centrum, w promieniu mniej więcej kilometra od Placu Wolności (Náměstí Svobody, Svoboďák), będącego swego rodzaju rynkiem, choć innych dużych placów w okolicy przecież nie brakuje, np.: Plac Morawski, Dominikański, czy malowniczy Targ Warzywny (Zelný trh, Zelňák).
Po drugie, tak dobrze działająca komunikacja miejska wręcz się prosi o jej wykorzystanie. Szczególnie rozbudowana jest sieć tramwajowa.
Gdy ktoś was zagadnie o szalinę (šalina) to ma na myśli właśnie tramwaj. Jak wieść niesie, po zelektryfikowaniu w roku 1900 istniejących linii, niemieckojęzyczni obywatele nazywali ją die Elektrische Linie, co fonetycznie brzmiało mniej więcej: dielektriszeline, a stąd już tylko kawałek do skrótowego szeline i szaliny. I tę formę słychać na codzień do dziś. Złośliwi Prażanie nazwali nawet Brno Šalingradem, a zapytani o to czym się różni tramwaj od šaliny odpowiadają ze niczym, tylko że šalina jeździ po wsi. To wszystko pewnie przez to, że Prażan jak i innych mieszkańców stolic rzadko się lubi ;)
Wróćmy jeszcze jednak na chwilę do komunikacji miejskiej. Linie i przystanki tramwajowe, autobusowe i trolejbusowe są tak umiejscowione, że zwylke nie potrzeba więce niż 5 minut, by dostać się do któregoś z nich i to na terenie niemal całego Brna. Przyjeżdżając tu na weekend najlepiej nabyć bilet całodobowy (podobne rozwiązanie proponuję w przypadku wizyty w Pradze), kosztujący 90 koron, pozwalający na korzystanie z komunikacji w strefach 100 i 101, czyli de facto na terenie całego miasta. Kupić je można w większości kiosków (trafikach) oraz w biletomatach. Szczegółowe informacje na temat biletów (także elektronicznych) i komunikacji można znaleźć TUTAJ. Rozkład jazdy, odpowiednik naszego Jak Dojadę, można też mieć na własnym smartfonie, po ściągnięciu darmowej aplikacji Jízdní řády Seznam.cz.
Cały ten akapit nie oznacza jednak, że do centrum Brna nie można wjechać samochodem. Z miejscami parkingowymi jest tu na pewno lepiej niż w Pradze, choć naturalne należy przestrzegać oznakowania na danych odcinkach ulic (stref parkowania jako takich tu nie ma). Również przepustowość ulic w okolicy ścisłego centrum nie jest zła, ale jest tu także sporo odcinków jednokierunkowych i wydzielonych wyłącznie dla ruchu pieszego i dla komunikacji (o takich jeszcze wspomnimy).
Pieniądze, noclegi
Tu będzie krótko, bo i ogólne zasady nakreśliliśmy np. w tekście dotyczącym wyjazdu na południe Moraw.
Trochę gotówki warto mieć, bo za choćby już wspominane bilety kolejowe od granicy inaczej nie zapłacimy, podobnie jak za te komunikacji miejskiej (poza nielicznymi biletomatami z płatnością elektroniczną). Także liczne w centrum punkty z szybkimi przekąskami oraz mniejsze, osiedlowe hospudky i winiarnie nie obsługują plastikowego pieniądza. Na szczęście, bankomatów w Brnie nie brakuje i jeżeli nie korzystamy z innych niż te, których banki mają stacjonarne oddziały (ČSOB, Raiffeisen, KB), to przelicznik będzie nawet korzystniejszy niż w kantorach. Oczywiście trzeba doliczyć prowizję swojego banku, ale to i tak lepsze, niż np. bankomaty Moneta Bank, z których jeden, przy wybieraniu 600 koron, tuż przed zatwierdzeniem transakcji, poinformował mnie, że pobrana zostanie prowizja w wysokości 197 koron!. Kantory, których w centrum Brna także jest niemało, mają wystawione tablice z całkiem przyzwoitym kursem, jednak przed zawarciem transakcji upewnijmy się, ile rzeczywiście za nasze złotówki dostaniemy (patrz Praga).
Jeśli zaś chodzi o noclegi w Brnie, to tych nie powinno brakować, także w niedużej odległości od ścisłego centrum, a wiele z nich można zarezerwować za pośrednictwem popularnych wyszukiwarek. Warto jednak pamiętać, że ich dostępność oraz cena, mogą być uzależnione od targów, które się akurat w Brnie odbywają. Co prawda pozycja miasta, jako największego centrum targowego w tej części Europy, trochę już straciła na aktualności, niemniej warto to przed wyjazdem sprawdzić. Oczywiście wcale nie trzeba się upierać przy tym, by spać w ścisłym centrum. Jak wspomnieliśmy, komunikacja działa sprawnie, a oddalone dzielnice mają swój, także dający się polubić klimat.
Gastronomia
Na bogato - to wersja mocno opisowa, a przy okazji maksymalnie lakoniczna. Brno to miejsce, w którym przez wieki krzyżowały się drogi narodów, ale zdecydowanie nie jest tak bardzo kosmopolityczne jak Praga. Widać to także na przykładzie kuchni, która jest domowa, ale i bogata we wpływy zewnętrzne. Nie będę się tu mądrzył i zostawię to fachowcom, a konkretnie Robertowi Makłowiczowi, który o kuchni Moraw (a Brno jak by nie było jest ich stolicą) wypowiadał się aż w czterech odcinkach TUTAJ.
Ja zaś dodam od siebie, że nawet w ścisłym centrum ceny dań są przystępne, a porcje bywają nie do przejedzenia. Także piwo, nawet w miejscach wydawało by się uzasadniających ich wysoką cenę, ceną nie zabija. Np. na zamku Špilberk półlitrowy Bernard kosztował zaledwie 35 koron, a to marka raczej droższa niż tańsza, a równie dobre, lokalne Starobrno, można w piwiarniach kupić nawet za 25 a może i taniej. Jeśli już o Starobrnie mowa, to koniecznie odwiedzić trzeba stylowy browar-restaurację na Mendlovo náměstí (Mendlák). Brneńskiego piwa można się także oficjalnie napić w šalinie.
Na i wino. Być na Morawach, a wina się nie napić... Tak jest i w Brnie. Tu wino leją wszędzie, nawet w kiosku z prasą i nie jest to odosobniony przykład. W każdym niemal sklepie kupić można morawskie wino, a w blokach na osiedlach spotkać można winoteki. Cena toczonego (nalewanego) wina oscyluje w granicach 60 koron za litr, co gdy weźmiemy pod uwagę jego jakość jest wprost nie do pojęcia dla przyjezdnych. Co ciekawe, wyspecjalizowane restauracje podające wino nie ograniczają się tylko do rodzimych produktów, ale oferuja także i te z innych krajów, a nawet kontynentów. To nawet nie dziwi, bo dobre, czerwone wino chilijskie, jest tańsze niż podobnie dobre morawskie. Morawa jednak słynie z win białych.
Wielokrotnie, także na stronach Czechy24, wspominałem, że jeden dzień na Pragę to nie dość że mało, to na dodatek niezbyt dobry pomysł, który w efekcie może nas zmęczyć i zniechęcić. W przypadku Brna upierał się już nie będę, bo jeżeli chcemy tylko "zaliczyć" kolejne miasto, z jego najważniejszymi zabytkami, to jest to tutaj do zrobienia. Jak już wspominałem w akapicie dotyczącym komunikacji, wszystko co należy zobaczyć, może poza zaporą i zamkiem Veveří, jest położone w samym centrum. Idealne miejsce na kilka godzin niezbyt intensywnego zwiedzania. Dodatkowo włodarze miasta, dbając o to by ten proces jeszcze ułatwić, przygotowali np. oznakowaną ponumerowanymi tabliczkami ścieżkę. Ba, na stronach turystycznych miasta, swoją drogą bardzo fajnie przygotowanych, w przejrzysty sposób opisano wszystko to co należy w Brnie zobaczyć. Wyznaczono nawet przykładowe pętle (zbieżne z tabliczkami), małą, wielką, oraz trasy tematyczne, np. podziemną, czy po galeriach i muzeach. I wszystko super, sam z tego nawet skorzystam, ale...
Poczuj ten klimat
Przez lata odwiedzałem Brno najczęściej służbowo, czasem na kilka godzin, czasem na kilka dni (targi), z tym, że przez ten okres nigdy nie nadarzyła się okazja, by pozwiedzać je dłużej, tak jak turysta. Jednak także przez te lata, mimo że nie widziałem większości polecanych do zobaczenia zabytków, udało mi się poznać coś dla mnie nawet ważniejszego, wyjątkowy brneński i zarazem morawski klimat. Zamiast mapy i aparatu fotograficznego w ręku trzymałem kufel lub kieliszek wina. Zamiast mijać ludzi, w drodze pomiedzy wyznaczonymi punktami, ja z nimi siadałem i rozmawiałem. Sytuacja przy okazji dość kuriozalna, bo podczas ostatniej wizyty, niektóre miejsca znajome stawały się dopiero wieczorem. Oczywiście, nie namawiam tu do spędzania czasu w stylu opisanym przez nas w tekście o wiele mówiącym tytule Piwo tańsze niż woda, ale i to Brno jest w stanie zapewnić. Osobiście proponuję na początek wybrać opcję pośrednią i dlatego właśnie namawiam na wizytę dłuższą niż jednodniową.
Z placu na plac
Z dzielnicy Julianov, usytuowanej u podnóża Białej Góry, świetnego punktu widokowego, ze wspaniałą panoramą całego niemal miasta (który oczywiście także polecam odwiedzić), poprzez dzielnice typowo fabryczne, tramwaj nr. 9 wwiózł nas do centrum. Przez "bramę do miasta" jak osobiście nazywam skrzyżowanie ulic Nádražní i Masarykove przu Dworcu Głównym i dalej wyłączoną z ruchu samochodowego Masarykovou, obok Placu Zielnego/Warzywnego, przez Plac Wolności na Plac Morawski. Tutaj postanowiliśmy wysiąść. "Dziewiątka" jedzie jeszcze dalej, aż do dzielnicy Lesná, po drodze mijając m.in. Szpital Dziecięcy, od którego już tylko kilka przysłowiowych kroków do Villi Thugenhat.
Moravské náměstí, to ogromny, nieregularny plac, którego charakterystycznymi punktami są: Pomnik Czerwonoarmisty, Teatr Janáčka, wraz z pomnikiem kompozytora oraz wyjątkową fontanną, kościół św. Tomasza, z charakterystycznym pomnikiem Jošta Lucemburského na koniu, zwanym także Odwagą obok, czy stojącym na przeciwko, przed Sądem Administracyjnym, pomnikiem Sprawiedliwość. Cała ta okolica zachwyca wspaniale zdobionymi fasadami budynków sądów, uniwersytetów i kamienic. Robiąc małe kółeczko przez plac Komeńskiego, weszliśmy przy popularnej restauracji Pod Zegarem na ulicę Czeską, która na tym odcinku wydzielona jest wyłącznie dla ruchu pieszego i podążyliśmy na wielokrotnie już wspominany Plac Wolności.
Orloj
Sam plac, na pierwszy rzut oka wydaje się dość nieciekawy, pusty, jadnak wystarczy przyjrzeć się dokładnie kamienicom (także idąc wzdłuż ulicy Czeskiej), szczególnie tym bliżej ulicy Masarykove, by stał się on nagle wart wzmożonej uwagi. Jednak na Svobodaku znajdziemy coś, co zwraca uwagę nawet bardziej niż zdobienia budynków, czy nawet rosły Słup Morowy. Brneński Orloj, bo o nim mowa, to obły, sześciometrowy, granitowy monument, będący od swego powstania, czyli od roku 2010, przedmiotem polaryzującym opinie mieszkańców i turystów. Nieważne jednak co mówią, ważne by nazwiska nie przekręcali. Tymczasem jednak wokół zegara (tak, podobno czas też wskazuje) powstała mafia kulkowa. Chodzi o mniej lub bardziej zorganizowane grupy, które przez większość dnia obwieszają wszystkie otwory Orloja i próbują złapać kulki, które o pełnej godzinie w zmyślny sposób i przy pomocy grawitacji spadają z góry na dół mechanizmu. Są one później sprzedawane od ręki, czy na aukcjach, nawet za 400 koron. Co ciekawe, te same szklane kulki można nabyć w niedalekim punkcie informacyjnym za bodajże 130 koron.
Plac Jakubowy
Po obiedzie w klimatycznej, przeniesionej z ulicy Czeskiej Karczmie Średniowiecznej (polecam zamówić tamtejszą Kormę - piwo z miodem pitnym), przespacerowaliśmy się jeszcze w okolice Starego Ratusza (z podwieszonym w bramie brneńskim "smokiem") i na niezwykły Plac Zielny, z barokową fontanna Parnas i pomnikiem młodego Mozarta. Tu postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i po odświeżającej wizycie w domu (nocleg u przyjaciela), późniejszym popołudniem wróciliśmy tramwajem (a jakże) ponownie na Plac Wolności, by stamtąd udać się na tyły kościoła św. Jakuba. I nie chodziło tu bynajmniej o odwiedziny kostnicy ze szczątkami ok 50 tys. osób, ale raczej o oddanie się uciechom typowym dla żywych. Jakubák, czyli plac św. Jakuba, to znane miejsce spotkań, które w okresie wiosenno letnim rozpoznać można po tłumach miłośników rozmów i piwa, siedzących "pod chmurką", na krawężnikach przed restauracjami. Najczęściej są to studenci, których w Brnie jest bodajże największe zagęszczenie w Republice - 380 tys. stałych mieszkańców i ponad 80 tys. uczniów szkół wyższych. Według światowych rankingów studenckich Brno i Praga znalazły się na przełomie lat 2016/2017 w pierwszej dziesiątce najprzyjaźniejszych miast uniwersyteckich (odpowiednio czwarte i drugie miejsce).
Wspomniałem o tłumach, jednak nawet w piątkowy wieczór czy w sobotę ciężko mówić o tłumach turystów znanych mi z centrum Pragi. Brno zachęca wręcz kameralną atmosferą i nawet najbardziej popularne lokalizacje nie wymagają tu przeciskania się i czy używania łokci, co np. na Królewskim Trakcie w Pradze jest dość prawdopodobne, nawet poza głównym sezonem.
Villa Tugendhat i Špilberk
Następnego dnia wstaliśmy dość wcześnie bo w planie były trzy "mocne" punkty, konieczne do zobaczenia. Zaczęliśmy od wpisanej na listę dziedzictwa UNESCO Willę Tugendhatów. Powiem szczerze, że się nam z nią udało. Generalnie dostać się tu z marszu to wyczyn, bo rezerwacje dla osób indywidualnych należy przeprowadzać nawet 2-3 msc. do przodu, a dla grup nawet wcześniej. Z tego właśnie powodu nie zwiedziliśmy wnętrz willi (nie licząc zaglądania przez okna czy toalet i ekspozycji w przyziemiu), ale wejść do ogrodu nam się udało. Z willi udaliśmy się już na piechotę na zamek Špilberk, a że to kawałek drogi, po drodze mogliśmy przejść niesamowitą ulicą Schodową, przez park Lužánky, obok Politechniki Brneńskiej, na ulice Husovą, przy której znajduje się m.in. Uniwersytet Masaryka, Galeria Morawska, czy Magistrat, a na przeciw niego schron przeciwatomowy 10-Z, z jadłodajnią i możliwością przenocowania. Z ulicy Husovej można dość łagodnym (w porównaniu z innymi) podejściem, przez park, wejść na dominujący nad miastem zamek. Roztaczają się z niego przepiękne widoki, dla których także warto się tam wdrapać. Na terenie zamku znajduje się także Muzeum Miasta Brna. No a potem juz z górki, na obiad, a potem przez Šilingrovo náměstí i Denisovy sady na Petrov, do Katedry Piotra i Pawła. Za symboliczne 40 koron można tam zwiedzić skarbiec oraz wejść na wieżę, skąd, a jakżeby inaczej, rozpościera się kolejny, przepiękny widok na miasto. Musze przyznać, że pogoda była wyjątkowo łaskawa, ale też prawdą jest, że Morawy są generalnie pogodnym regionem, ja w każdym bądź razie nie przypominam sobie tam deszczowego dnia.
Piwo, wino i wietnamska kuchnia
Wieczór, w celu poszukiwania wspomnianego już klimatu, rozpoczęliśmy w restauracji Browaru Starobrno, by trolejbusem podjechać ulicą Úvoz w okolicę skrzyżowania z Gorkiego, gdzie każdy może znleść coś dla siebie, od herbaciarni i kawiarni, poprzez piwiarnię, winiarnię, whisky bar, aż po hamburgerownię i nocną pizzerię. Jednak prawdziwe zaskoczenie przyszło dnia następnego, gdy przyjaciel zawiózł nas na obiad na wietnamskie targowisko przy ulicy Olomouckej. W potężnej hali, wielkości mniej więcej boiska oraz kilku mniejszych budynkach, można kupić praktycznie wszystko i zafundować sobie np. masaż. Jest tu nawet świątynia. Jednak to co nas tu przywiodło to jedna z trzech restauracji, konkretnie Bistro Ngoc Tháng Quán. Może to na pierwszy rzut oka i nie wyglądało, ale jednak zachętą były niemal wszystkie zajęte i to głównie przez Czechów miejsca. Nie potrafię powiedzieć, albo raczej nazwać teraz tego co dokładnie jadłem, zdałem się tu na doświadczenie przyjaciela (dzięki Ondro), jednak muszę przyznać, że kuchnia morawska, czeska, nasza polska też, wypadają dość blado na tle feerii smaków i zapachów, które czekały na mnie w podanych przez szefową miskach. Podobno składniki, których używają tam kucharze, pochodzą wprost z Wietnamu. Wierzę na słowo i skąd by nie pochodziły, było to naprawdę znakomite.
Przyszedł czas pożegnania, a na terenach targowych, rozpoczynały się akurat Juvenalia (majales). Niezgłębione pozostały podziemia i krypty, niezbadane wszystkie warte tego place, bramy i zaułki, nieskosztowane morawskie specjały. Nic to. Wracałem wcześniej, wrócę tu na pewno jeszcze nie raz.
Galerie strona I
Katedra Świętych Apostołów Piotra i Pawła - Katedrála svatého Petra a Pavla, Petrov
Zapraszamy stronę drugą galerii
Galerie strona II