Pepiki*, knedle, czeskie plastusie. Zaintrygowany wiedzą dotyczącą Czech i Czechów, a zgromadzoną na polskich forach internetowych, postanowiłem także się wypowiedzieć. Ale paradoksalnie więcej będzie o NAS niż o NICH.
Może od razu sprostowanie. Zamiast zaintrygowany, powinienem był napisać: zażenowany, zawstydzony, zniesmaczony. Zastanawiam się skąd Ci ludzie czerpią swoją wiedzę. Jaki by nie ruszyć temat związany z Czechami, np. Skoda, narty, zabytki, od razu w komentarzach pod tekstem pojawiają się jakieś dziwnej treści wpisy. Dotyczy to szczególnie największych portali typu Onet, czy WP, gdzie możliwość udzielania się ma każdy. I wiem, że tak jest wszędzie, taki jest trend, a ludzie mądrzy wolą zamilknąć niż prezentować swoje racje, niż wysyłać je w próżnię. Wiem, że są zawodowi "trolle", którzy być może onanizują się tym pisaniem, a może mają z tego kasę. Wiem, że udzielanie się na forach daje pewną iluzję wolności i anonimowości. Ale końcowy obraz tego zatrważa. "Dopiero internet uświadomił mi, ilu idiotów mnie otacza" - ktoś napisał, może nawet Stanisław Lem. Miał chyba rację.
Oto w kilku słowach obraz statystycznego forumowicza, wypowiadającego się o Czechach i Czechach. Wulgarny z ograniczonym słownictwem i znikomą umiejętnością pisania, a przede wszystkim nikłą bądź zerową wiedzą o temacie. Jeżeli był w Czechach, to prawdopodobnie na wycieczce szkolnej, lub parafialnej do Pragi, autobusem, w jeden dzień. Po drodze obowiązkowe przystanki by kupić piwo, ew. tanią wódkę. Ostatnio być może rozglądał się, gdzie tu nabyć jointa, bo usłyszał od kolegów, że tam można palić. Opcja druga, był na nartach w czeskich Karkonoszach. Po drodze...jak wyżej. Ponieważ nie zna języka czeskiego, najczęściej też innego obcego (z polskim też ma problemy), nie może się dogadać, a przy okazji myśli, że inni go nie rozumieją. Usłyszawszy o specyficznych różnicach językowych, z lubością "szuka", wypatruje "drzewnego kocura" i jest z tego niezwykle dumny. W knajpie zamawia smażony ser z frytkami, a napiwek? Niech się walą na ryj. Na widok nowych modeli Skody, zadbanych praskich zabytków czy umiejętności wspólnej dobrej zabawy ma jedną odpowiedź: "Bo to tchórze. Niemcom się zaprzedali, a poza tym to bezbożnicy". Po tym wszystkim jest niezwykle zdziwiony pyta: Dlaczego Czesi nas nie lubią?
Dziś słuchałem audycji w radiowej Trójce, o polskich turystach za granicą. I chociaż to program z dosyć elitarną grupą odbiorców, to jednak słychać było i takie głosy: "Skoro płacę 1200 zł za urlop w Egipcie, to wymagam. To co że głośno, niech się nauczą", albo "Polacy są super, napić się potrafią, zabawić. W końcu po to się jedzie na urlop. Polacy są super!".
Nie chcę tu zawracać kijem Wisły, czy Wełtawy. Nie twierdzę, że Czesi są super, bo kilka ładnych lat z nimi pracowałem, przez większa część tego czasu miałem czeskich podwładnych. Są tacy jak my, ale inni. Też się kochają, też się zabijają. Jednak najczęściej ze zdrowym dystansem podchodzą do rzeczy, które nam często przesłaniają cele np. do historii czy religii. Ich stoicyzm kontra nasza fantazja ułańska i mesjanizm. Na forach za te słowa jestem atakowany, że kalam swoje gniazdo, żem nie Polak, że się zaprzedałem. Szczygieł i Surosz też są ;) Nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni.
* Pepík to popularne zdrobnienie od imienia Josef, czyli Józef. Według internetowego słownika czesko-morawskiego Pepík to Czech z Czech (wg. podziału geograficzno-kulturowego: Czechy, Morawy, Śląsk), czasem też mieszkaniec Pragi.