Może nie jestem zawodowym globtroterem, ale w kilku państwach Europy byłem, a tylko w Czechach spotkałem się z tak pielęgnowaną i hołubioną tradycją tytułowania się.
Do dziś zaskakuje mnie i wywołuje uśmiech gdy usłyszę na ulicy: Dobrý den pane inžinýre, zdravím Vás pane magistře. Wielu moich polskich współpracowników do dziś się nabija z czeskich kolegów którzy na wizytówce umieszczali przed nazwiskiem skrót Bc., czyli bakałarz (we współczesnej polszczyźnie licencjat). Nie raz protestowali koledzy redakcyjni, gdy przy redagowaniu rozmów do najbliższego numeru magazynu (czeskojęzycznego) usuwałem sprzed nazwisk wszystkie tytuły naukowe poniżej doktora. Bo przecież tytułowanie się na co dzień magistrem jest dosyć małostkowe.
Z tym doktorem w Czechach też nie jest tak prosto. Na wielu kierunkach studiów, ukończenie ich z tytułem magistra i zaliczenie egzaminu kwalifikacyjnego skutkuje możliwością posługiwania się nieużywanymi u nas, a pochodzącymi z łaciny skrótami, np.: MUDr., MVDr., JUDr., PhDr., itp. Pisze się je przed nazwiskiem, a oznaczają one przy prostym tłumaczeniu: doktora medycyny (MUDr. medicinae universae doctor), doktora weterynarii (MVDr. - medicinae veterinarinae doctor), doktora praw (JUDr. - juris utriusque doctor), doktora filozofii (PhDr. - philosophiae doctor). Tytuły te oznaczają wykształcenie wyższe, ale nie doktoranckie. „Prawdziwi” doktorzy tytułują się na wizytówkach skrótem Ph.D. (Th.D. - doktor teologii), ale za nazwiskiem.
A wracając jeszcze na chwilę do tytułowania się, nawet „zwykłym” magistrem. Może to dobrze? Dzisiejsze czasy zdewaluowały pewne wartości i tytuł magistra nikogo już dziś „nie rusza” (również jego posiadacza). Może powinniśmy jednak jak Czesi wrócić (oni nie musieli wracać) do pięknych czasów świetności nauki i szanowania jej tytułów, a nie podśmiewać się ze starszej pani, która w aptece powie: Dzień Dobry Pani Magister.