Nasza strona internetowa wykorzystuje cookies (ciasteczka). Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookies w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Spis treści

Praga w 24 godziny

Ponieważ do Pragi przyjechałem z osobami, które jej nie znają wcale, lub tylko pobieżnie, zdecydowałem, zgodnie z własną filozofią i doświadczeniem, pokazać im tylko część zabytków i trochę miejsc budujących klimat - coś dla ducha, ale i dla ciała. Taka wersja, bez pośpiechu, elastycznie, by nie zmęczyć, możliwa jest jednak tylko wtedy, gdy planujemy przynajmniej jeden nocleg. Wersji jednodniowych nie polecam. 
Wróćmy więc jeszcze na Anděl. Z przystanku przy ulicy granicy Nádražní, tramwajem (linia 12 lub 20) pojechaliśmy na Malou Stranę i wysiedliśmy na przystanku Újezd. To tu znajduje się stacja kolejki linowej na Petřín, o której historii pisaliśmy m.in. TUTAJ. Ma tu swój początek tzw. Mur głodowy, a charakterystycznym punktem jest także pomnik/schody poświęcony pamięci ofiar ustroju totalitarnego.

Możliwość wjazdu na wzgórze to swego rodzaju bonus, bo znacząca różnica poziomów może już na początku zniechęcić, a byłaby to szkoda. Po wjechaniu na wzgórze, na którym akurat trwała modernizacja nawierzchni, udaliśmy się w stronę praskiej wieży Eiffla, jak się ją czasem nazywa. Widok z niej zdecydowanie wart jest pokonania niemal 300 schodów. Samo wzgórze to także m.in. ogrody różane, obserwatorium astronomiczne, gabinet luster, klimatyczny Park Kińskich. My jednak poszliśmy dalej, ogrodami nad klasztorem na praskim Strahowie w stronę zamku. O dwunastej miała rozpocząć się uroczysta zmiana warty. Zanim jednak, to warto przysiąść przy kawie i ciastku, w jednej z licznych na Hradczanach kafejek. Po drodze jeszcze tyle do zobaczenia.
Kilka refleksyjnych słów o Zamku. Niestety, takie mamy czasy, że musimy obawiać się o nasze bezpieczeństwo, albo raczej brać pod uwagę, że coś mu może zagrozić. Stad także w Pradze widać pewne działania, mające na celu jego ochronę. Przykładem tego jest np. konieczność przejścia przez kontrolę bezpieczeństwa, przy wejściu na Zamek. Powoduje to ogromne kolejki i utrudnienia w swobodnym poruszaniu się w jego obrębie. Tym bardziej to odczułem, bo zwykle unikam tej części miasta w środku dnia. Mimo, że sezon dopiero się zaczyna, tłumy turystów były już znaczne.



Nic to. Po odstaniu 15 minut w kolejce (już po obejrzeniu zmiany warty), dość szybko przeszliśmy wzdłuż dłuższej osi Hradu, podziwiając wielkanocny jarmark i odwiedzając winnicę św. Wacława. Jako, że zbliżała się pora obiadowa, postanowiłem wykonać swego rodzaju skok w przestrzeni i metrem, ze stacji Malostranská (linia A, zielona), w przeciągu 10 minut przenieśliśmy się w inny klimat.
Metro to naprawdę wyjątkowy wynalazek. Praskie trzy linie metra (ruszają prace nad czwartą) + sieć tramwajowa + autobusy zapewniają wyjątkowy komfort podróżowania po mieście. W Pradze naprawdę samochód nie jest potrzebny. Podobny manewr wykonaliśmy w przypadku powrotu do apartamentu, na poobiednią siestę. Metrem na stację Mustek, tam przesiadka na linię żółtą B i w kilka minut znowu byliśmy na Andělu. Wieczorem sytuacja się powtórzyła, gdy wracaliśmy z wieczornego spaceru od Malej Strany, przez Most Karola, Rynek Staromiejski, do Placu Wacława.

Głodny to zły

We wspomniane wyżej 10 minut przejechaliśmy na przeciwległy kraniec doliny Wełtawy, na moje ulubione Vinohrady. Wychodząc ze stacji Jiřího z Poděbrad od razu w oczy rzucił się nam kościół Najświętszego Serca Pana, o którym pisaliśmy także TUTAJ. Także zauważalny był tu spokój i cisza, których na Hradczanach nie uświadczyliśmy. Jako że głód już zaczynał doskwierać, jeszcze tylko szybko rzuciliśmy okiem na Vysílač Žižkov i weszliśmy do pierwszej napotkanej restauracji. Trefa do černého, czyli strzał w dziesiątkę. Piwiarnia i restauracja Pivnice U Sadu to wyjątkowe miejsce, z własnym piwem i wyborną kuchnią.
Przy tej okazji podzielę się spostrzeżeniami dotyczących praskiej gastronomii a w zasadzie kilkoma uwagami. Jak już pisałem we fragmencie Anděl by night, to  kosmopolityczne miasto oferuje w zasadzie wszystko czego by mógł sobie życzyć turysta smakosz. Sporo jednak restauracji korzysta z koniunktury i nastawionych jest na "szybkiego" klienta, najlepiej z pustym brzuchem i pełnym portfelem. Pisaliśmy o tym TUTAJ. Wysokie ceny najczęściej nie są wprost powiązane z jakością dania, a raczej z lokalizacją restauracji. Szybki przykład. Kawa na Hradczanach ok. 100 koron, kawa Vinohrady 45. Kufel Pilsnera na Andělu, w lokalnej hospůdce 33 korony, przy głównym ciągu komunikacyjnym 45 koron, na Rynku Staromiejskim 120 koron. Stek z polędwicy z zapiekanym kozim serem na Vinohradach to koszt ok. 250 koron, zwykły stek wołowy w "botelowej" restauracji na wysoki połysk już 500 koron. Menu południowe/obiadowe w restauracji na osiedlu, zupa + gulasz z knedlami, to ok. 100 koron.

Niezależnie jednak od miejsca w którym postanowiliśmy zjeść posiłek, nie zapomnijmy o napiwku (w przypadku braku gotówki można o to poprosić przy płaceniu kartą), wspominaliśmy o tym także TUTAJ. Jak pokazują ostatnie statystyki, mimo, że branża turystyczna od lat się rozwija, to pracownicy związani z nią oraz z gastronomią są niestety najsłabiej wynagradzani.

A na następnej stronie zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć.

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież