Nasza strona internetowa wykorzystuje cookies (ciasteczka). Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookies w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Spis treści

Jest jeszcze jedna ściągawka, o której jednak chciałem wspomnieć w części związanej z morawskim klimatem, takim który mnie tam przyciąga. Tu będzie, podobnie jak w tekście o zwiedzaniu Pragi, bardziej subiektywnie. Chodzi o film Młode wino, w oryginale Bobule. Fabuła jak fabuła, ale rzeczywiście przyjazd na Morawy powoduje, że automatycznie wrzucam na luz, a krajobrazy i ludzie których spotykam pozwalają spojrzeć na życie z dystansu. I rzeczywiście, tak jak w filmie, mają swój język (ten wyraźny podział w małych Czechach jest też zaskakujący) i nie lubią Prażaków. Nie jest to miejsce jak Praga, tętniące wielkomiejskim życiem, kosmopolityczne, choć przecież i w Brnie, Mikulovie, Znojmie, Lednice i Valticach turystów jest wielu, jednak w naturalny sposób człowiek się tu wycisza. Kto jeszcze tego nie poczuł, na pewno poczuje, gdy wraz z pierwszą lampką wina, wypitą w piwniczce lub winnicy, w jego krwioobiegu zapanuje spokój. Tak przy okazji, to niespokojne młode wino, z polskiego tytułu filmu, to burczak, którego fenomen pokrótce opisaliśmy TUTAJ. Młodym winem jest de facto dopiero morawskie beaujoalis czyli wino Svatomartinské. Natomiast bobule z oryginalnego tytułu to po prostu pojedyncze winne grona.

A teraz ad rem. By nie musieć wybierać, pomiędzy być a mieć, pomiędzy architekturą, historią, kuchnią i winem, na bazę wypadową wybrałem niewielką miejscowość Hlohovec, leżącą dokładnie w pół drogi pomiędzy Lednicemi a Valticemi. I tu i tu można było dojść w ciągu kilkudziesięciu minut na piechotę, czy to kompleks pałacowy i niesamowity park, czy najlepsze wina Republiki. Blisko stąd na Palavę i do Pavlova, blisko do Mikulova, blisko na Słowację i do Austrii. Na piechotę, na rowerze, autobusem, samochodem. Ale to naj, czaiło się jednak tuż za rogiem.
Winnice są tu wszędzie, jak u nas rzepak. Piwniczki są też w każdej miejscowości, ale ideał osiągamy dopiero wtedy, gdy spotkamy zarządzającego tymi włościami winiarza. Często te włości to zaledwie kilkadziesiąt arów ziemi, ale paradoksalnie i mniejsza winnica, tym większa pasja. Można brylować na bankiecie i wśród regałów z winem w dyskoncie, jednak prawdziwa wiedza jest dopiero tam gdzie ono powstaje. Wystarczy wyjść za płot posesji i zagadać. Jak już wspominałem, ludzie są tu z reguły bardziej otwarci i życzliwi. Po kwadransie pogawędki miałem już w kieliszku próbkę wina, zaczerpniętego prosto z beczki za pomocą klasycznego szklanego hevera. Nie było to jednak "zwykłe" wino, które można kupić w sklepach (sklep po czesku to piwnica, a pivnice to piwiarnia, a sklep to obchod). Chodziło o odmianę winogron, tzw. Chorvat, która nie jest wpisana do Krajowej Księgi Odmian (Czesi traktują winiarstwo bardzo poważnie), zatem trunek z niej powstały nie może trafić na półki, nawet jeśli jest naprawdę wyjątkowy. Trzeba jednak przyznać, że co winiarz, to i wino, nawet jeśli odmiana jest ta sama, zatem trudno powiedzieć, że spróbowałem już wszystkiego.

Zwieńczeniem przyjemnej pogawędki, okraszonej degustacją kilku różnych rodzajów wina (okazało się potem że i wieczoru), był kieliszek palenky, czyli spolszczając bimbru, choć de facto była to lokalna brandy, bo destylowana z zacieru z winogron. Miałem okazję próbować różnych lokalnych destylatów, z różnych owoców, jednak to był majstersztyk, z którymi nie mogły się równać markowe koniaki kilkaset zł za butelkę. Swoją drogą, destylaty na Morawach są niezwykle popularne i mimo że nie można ich oficjalnie nabyć, to w każdym gospodarstwie, można je spotkać. Oficjalnie na głowę można wyprodukować 30 litrów tego napoju. Jego wielką zaletą jest także to, że nawet gdy przeholujemy, to rano zamiast tradycyjnego "kapcia" czujemy w ustach posmak owoców, z których był powstał.

I jeszcze słowo o samym winie. Mimo, że traktuje się je jako napój Bogów, stawia wyżej niż piwo czy wódkę, nie powinno nas ono usztywniać. I co z tego, że nieco wcześniej napisałem, że jego produkcja traktowana jest poważnie? Jego spożywanie nie jest obwarowane, zwłaszcza na południu Moraw, gdzie naprawdę czuć klimat śródziemnomorski, nadzwyczajnymi zasadami. Można je pić z kieliszków, z butelek, rozcieńczać wodą, ba, nawet tankować do pięciolitrowych "PETów" i nieść na grilla czy ognisko. Przyjedźmy na Morawy choćby na dwa dni, przyjrzyjmy się mieszkańcom, krainie, poczujmy ten klimat, a zapewniam, że tak jak i bohatera Młodego Wina, wielkomiejski rytm życia przestanie nas ekscytować. 

Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć.



Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież